Użytkownik
Wprowadził ich do sypialni gościnnej. Tu będzie mógł chronić ich obu porządnie. Pluł sobie w brodę, że nie kazał chłopakowi zostać też tutaj.
Zostawił ich i wyszedł na ponad godzinę. To nic, ze był poobijany, rany szybko się zagoją. Gorzej było z tym, że zawiudł zaufanie Nata i dokonale o tym wiedział. Miał nie pozwolić skrzywdzić jego małego braciszka, atu się stało odwrotnie. Musiał się rozładować.
Offline
Użytkownik
Sam też wyszedł, ale na polowanie. Przyprowadził bratu kolejnego nieziemsk pobitego dzieciaka i popchnął ofiarę na wampirka. Niech się napije i prześpi. Zasłonił rolety, na wypadek, gdyby spał jeszcze, jak zacznie świtać i pogłaskał go lekko po włosach.
- Jedz, wszystko będzie dobrze...
Szepnął bardziej chcąc uspokoić siebie, niż jego.
Offline
Użytkownik
Zjadł i wyciągnął rękę do brata. Nie chciał być sam, nie teraz jego tak niedawno podniesiona samoocena była teraz bliska zeru.
Czuł się podle i doskonale było to po nim widać.
- Przepraszam...
Wyszeptał cicho. W jego oczkach zbierały się łzy, którym nie pozwalał płynąć przez ten paskudnie długi czas...
- Gdyby nie mój głupi pomysł nic by się nie stało...
Offline
Użytkownik
Jak ty mogłeś myśleć, że go do czegokolwiek namówisz?
Nathaniel pokręcił głową, siadając przy braciszku. Po chwili przysunął się bardziej, położył i przytulił go mocno. Był już bezpieczny. Cały i zdrowy.
- Przecież wiesz, jaki jest...
Offline
Użytkownik
- Doskonale wiem... Ale łudziłem się, że to coś da. Że w końcu da ci spokój...
Wtulił się w niego jak najmocniej był w stanie.
- Sam też wiesz jaką on ma chorą chęć posiadania... Nie zostawił by cię, a sam mówiłeś, że nie możemy cię tu trzymać w nieskończoność... Dlatego chciałem spróbować...
Wyszeptał cicho w jego koszulę. W końcu płakał, płakał nad tym wszystkim co mu się w tym czasie przytrafiło.
Offline
Użytkownik
- Wypłacz się, mały...
Szepnął, gładząc lekko jego włosy.
- Wiesz? Cholernie dzielny się ostatnio zrobiłeś.
Dodał po chwili i uśmiechnął się lekko.
Offline
Użytkownik
I płakał nie potrafiąc się uspokoić. Gdy myślał o tym co się działo, mimo iż nie chciał o tym myśleć.
- Jasne....
Zwłaszcza, że teraz płacze w jego koszulę jak dziecko.
I nie był w stanie tak na prawdę kompletnie nic zrobić, mimo iż na prawdę tylko chciał pomóc... Gdy słyszał jak on nazywał Nata, jak uważał go za zwykłe tresowane zwierzątko, które i tak do niego przyleci, nie potrafił przestać mu usługiwać... W ciąż głupio się łudził, że to coś da i Nat w końcu będzie miał spokój.
- Raczej głupszy... Mogłem wcześniej powiadomić Rafaela, powiedzieć mu... Za każdym razem wypytywał mnie czy na pewno jest wszystko w porządku, a ja go zbywałem... Bałem się, że Chriss wyczuje moje połączenie z nim więc były szybkie i przekłamane.
Pokręcił zapłakaną buźką. To był na prawdę wielki objaw kretynizmu.
Offline
Użytkownik
- Mógł przyjść, sprawdzić. Bałeś się... każdy się boi, maluchu. Ale wytrzymałeś i jesteś cały.
Stwierdził, pogładził braciszka po włosach i tulił go mocno. Podrapał lekko jego włoski. Był tu, cały, zdrowy i to było ważne.
- I wiem dobrze, że zrobiłeś to dla mnie. Gdyby ci jakkolwiek inaczej groził, nie dałbyś się. Więc może i jesteś głupi, ale przy tym strasznie dzielny.
dodał po chwili. A żeby on mówił mu coś tak miłego, to prawdziwa rzadkość.
Offline
Użytkownik
Spojrzał na niego zapłakany.
- Masz gorączkę?
Zapytał pociągając noskiem. No bo przecież to było niepojęte, Nat nigdy nie był aż tak miły dla niego. Uśmiechnął się lekko.
- Jasne, w innym wypadku zdzielił bym go w łeb jakby nie patrzył i zwiał.
Spróbował się zaśmiać ale nic z tego nie wyszło. Schował znowu buzie w koszuli brata i objął go mocno przytulając się do niego.
Offline
Użytkownik
Wpadł sobie do nich i postawił Li na ziemi.
- No to cała rodzina w komplecie.
Westchnął i spojrzał smutny na Nata, pewnie dalej jest obrażony, ale za to Ev wyglądał nieco lepiej niż wcześniej.
Zapewne dzięki temu, ze się najadał.
Offline
Spojrzał na obcego wampira zaskoczony, później na Evana i już nic z tego nie rozumiał. Najpierw mały znowu zniknął, potem, jak zadzwonił, odebrał tamten facet. Powiedział, że Evan już kogoś znalazł i ma się odpierdolić. Więc się rozłączył i starał się o nim nie myśleć. A teraz do cholery znalazł go jakiś pieprzony wampir, zaniósł do obcego domu i stawia w jednym pokoju z Evanem, który beczy w ramionach brata.
- Co tu się dzieje?
Odezwał się po dłuższej chwili.
Offline
Użytkownik
- Sam ci to najlepiej wyjaśni.
Szepnął cicho. Podszedł do braci i wziął Nathaniela, na ręce. To nic, że od razu dostał w mordę.
- Chodź, zaraz do niego wrócisz.
Wyszeptał mu cicho do uszka, mógł się szarpać i tak się nie uwolnił z uścisku Rafa.
Wyszedł z nim na rękach i udał się do salonu.
[zt]
Offline
Podszedł do Evana, choć rozczulał go jego widok i strasznie chciał go przytulić, po prostu odsunął się i oparł o ścianę, kiedy drzwi za obcym wampirem i Nathanielem się zamknęły.
- Co to wszystko ma znaczyć? Najpierw znikasz, ani slowa mi nie powiedziałeś! Ani kurwa jednego słowa. I od obcego faceta, przez telefon dowiaduję się, że kogoś masz! Już to było szczytem, cholera, teraz jeszcze jakiś obcy koleś włazi mi do mieszkania i mnie tu zaciąga. Nie możesz do cholery dać mi spokoju?
Nie krzyczał, choć tylko tak mogło to być odebrane, nie był głośno, choć jego ton był bardzo agresywny. Jak z resztą cały on. Uwolnił w tej chwili całą frustrację krytą przez bardzo wiele czasu.
Offline
Użytkownik
Evan skulił się pod jego głosem... Przez pewien czas nie docierały do niego słowa tylko jedynie ten ton... Zły...
- Przepraszam... Już nie będę tylko nie bij mnie już...
Wyszeptał cicho w swoje kolana... To było pierwsze co był w stanie powiedzieć.... Złość automatycznie skojarzyła mu się z Chrissem, nie błagał go o litość ani razu, ale teraz wziął nad nim górę całkowity strach... Strach przed kolejną dawką bólu.
Dopiero po chwili, gdy już wypowiedział te słowa zdał sobie sprawę, że go tu przecież nie ma. Nie pewnie uniósł wzrok i zauważył, że to był Li... Po tym zaczeły docierać do niego jego słowa... "Dać spokoju?". Przecież on nic mu nie zrobił.
- Przecież nikt cię tu nie trzyma.
Wyszeptał cicho już nie tak chisterycznym głosem jak przedchwilą.
Offline
- Przecież cię nie uderzyłem, co się z tobą dzieje?
Był zbyt bardzo wściekły, żeby zwrócić uwagę na tę histerię. Cholera, zostawił go, zabolało, więc po co go jeszcze męczy?
- Wyobraź sobie, że nie przyszedłem tu z własnej woli.
Odpowiedział już spokojniej, znowu się odsuwając. Skoro dzieciak się go boi, może lepiej, żeby był dalej. Znów oparł się o ścianę i milczał, patrząc na niego z wyrzutem. I smutkiem. Brakowało mu go.
Offline