- Masz ponad dwieście lat. Nathan ma teraz Rafaela, samego go nie zostawisz. Nie masz się o co martwić. Z resztą, cholera, przecież nie może decydować o twoim życiu.
Li dobrze wiedział, że on też nie może. I wybór należał do Evana. Ale nie chciał wykrętów w stylu 'ktoś mu nie pozwala'. Patrzył na Evana.
Offline
Użytkownik
- Wiem, ale Li... Ja nie chce wybierać pomiędzy wami dwoma... Kocham was obydwu...
Wyszeptał cicho i spuścił wzrok na podłogę.
Podciągnął kolana pod brodę. I zagryzł wargę.
Offline
- Jak chcesz.
Mruknął po prostu popijając kawy. Nie zamierzał robić mu wyrzutów, po prostu wróci do siebie i będzie go tam sprowadzał najczęściej, jak się da. I kupi sobie psa. Taak...
Offline
Użytkownik
- Ugh...
Zagryzł wargę mocniej.
- A nie mógł byś tu zostać.
Zapytał bardzo cicho. Bał się, że ten będzie zły za tak samolubną prośbę.
Offline
- Nie chcę. Zrozum, to obcy facet, nie chcę mu tu siedzieć.
Niezręcznie się czuł, panosząc się po cudzym domu. Z resztą ciągle się tu gubił, to miejsce było ogromne. I wszędzie miał daleko. To akurat nie był problem, w końcu mógł się przejść, ale nie zmieniało to faktu, że czuł się trochę, jak wieśniak. Pokręcił lekko głową, patrząc na Evana.
Offline
Użytkownik
- Rozumiem.
Wyszeptał cicho. Przy Chrisie nauczył się jak zmusić się do nie płakania i nie okazywania smutku. Zatem to zrobił i teraz.
Li nie potrafił czytać w myślach zatem nie dowie się, że Ev by się teraz najchętniej rozpłakał.
Nie miał zamiaru go zmuszać jak nie chciał.
Offline
Nie odpowiedział, popijając kawy. Zrezygnował z jedzenia. Pewnie popołudniu tego pożałuje, ale teraz nie miał ochoty jeść. Odebrał sms'a. Matka kazała mu napisać, kiedy będzie. Schował telefon. Odpisze kiedy indziej. Jak zapamięta. W końcu będzie, no. A teraz był zajęty. Patrzeniem na Evana.
Przytulił go do siebie.
Offline
Użytkownik
Wtulił się w niego i zamknął na chwilę oczy, by pozbyć się łez zbierających się pod powiekami.
- Hej co to za stypa?
Rafael wszedł do kuchni właśnie z tym zapytaniem na ustach.
Podszedł do lodówki i wyciągnął sok pomidorowy. Nalał sobie do szklanki i oparł się pośladkiem o blat.
Spokojnie zaczął sobie pić.
Offline
Liam jedynie wzruszył ramionami, nie wiedząc zbytnio, co odpowiedzieć i poczochrał Evana. Nie był zadowolony, ale nie rozumiał do końca, czemu aż tak się dołować. Wróci do domu, a przecież i tak będzie go do siebie ściągał. Nie ma mowy, żeby sobie odpuścił.
Dopił kawę, spoglądając na Rafaela.
Offline
Użytkownik
Rafael wyszczerzył się do niego, a Ev wtulił się w niego jedynie mocniej.
- Wątpię kochaneczku, Nat go nie wypuści na dłużej niż noc. A ty musisz kiedyś spać.
Stwierdził popijając sobie soczek, a Evan spojrzał na niego wzrokiem mówiącym, że go zamorduje.
Offline
- W ostatnim czasie dość dobrze radziłem sobie bez snu.
Odpowiedział. W końcu spotykał się z Evanem, zanim się tu wynieśli, a nawet nie narzekał na zbytnie niewyspanie.
- Jeśli nie licząc wczorajszej nocy.
Dodał trochę rozbawiony. Ale to była już lekka przesada. I cholernie dobijający dzień w robocie. I lekarz. I wszystko. Ale ogólnie to dałby radę...
Offline
Użytkownik
- Jak tam sobie chcesz.
Wzruszył ramionami.
- Pozdrów od nas mamę jak u niej będziesz.
Zaśmiał się.
- Raf do diabła zamknij dziab!
- Ale dla czego? Co to dla niego za różnica iść stąd czy od siebie?
- Na przykład taka, że mu czytają w myślach.
- Mi Nat też cały czas myśli sortuje a nie narzekam.
Wzruszył ramionami, a Evan pokręcił głową z niedowieżaniem.
Offline
Zignorował tekst o matce. Z jej wyskokami był jakoś do tego przyzwyczajony. Wzruszył jedynie ramionami. Niezbyt rozumiał, czego facet od niego chce, ale nie zamierzał dopytywać. I fakt czytania w myślach irytował go i to cholernie. Ale do tego musi się przyzwyczaić żyjąc z Evanem. Bardziej drażniło go siedzenie w cudzym domu. Czuł się, jak intruz, choć właściwie został tu siłą sprowadzony i jakoś nie zastanawiał się, jakby to zmienić.
Offline
Użytkownik
- A tam od razu intruz... Moja chałupa ci się nie podoba?
Zapytał, a Evuś już zaczynał dostawać przez niego kurwicy.
W pewnym momencie Rafael podszedł do Li i przyjrzał mu się.
- Co z twoim okiem?
Zapytał patrząc na niego instynkt lekarza się w nim odezwał. A Evan pokręcił lekko głową na to wszystko. Przyczepili się jak rzep do psiego ogona.
Offline
Pokręcił głową, choć nie odpowiedział. Bo i po co się kłócić?
- Wypadek miałem dawno temu. I tak jakoś zostało.
Wzruszył ramionami, nie wdając się w szczegóły, choć przed oczami stanął mu ten cholerny pijany palant drący się na niego, jak prowadzi. Gdyby mógł wtedy wysiąść z auta pewnie siedziałby do teraz za bardzo brutalny mord. A co z tym okiem nie wiedział do końca. Uraz. Psuje się i tyle. I faszerują go chemią, więc czasem wygląda normalnie.
Offline