Użytkownik
- Do jutra.
Przytulił się. Czuł się kompletnie zagubiony i nie zamierzał tego ukrywać. Szczególnie, że na myśl przychodziły mu najkoszmarniejsze obrazy Evana samego w pokoju. Samego. W niebezpieczeństwie.
- Chodź spać.
Mruknął tylko. Cieszył się w tej chwili z obietnicy wspólnej nocy. Chciał mieć kogoś obok.
Offline
Użytkownik
Tym razem wziął go na ręce i zaniósł tym razem do swojej sypialni. Skoro mieli spać razem to nie widział powodu aby chłopak spał w gościnnej sypialni.
Cały czas tulił go do siebie lekko.
Widział, ze potrzebuje kogoś przy sobie.
Uśmiechnął się do niego lekku i uspokajająco.
[zt]
Offline
Użytkownik
Wprowadził☺ go do kuchni, akurat minęli się z jednym ze służących, który patrzył na Li pożądliwym, a nawet i żarłocznym spojrzeniem. Evanowi w cale się to nie spodobało, ale nie powiedział nic.
Pościł jego dłoń i nastawił wodę.
- Co chcesz zjeść?
Zapytał uśmiechając się lekko. Może i wytwornym kucharzem nie był, ale poradzi sobie chyba ze zwykłym śniadaniem.
Offline
- Ciebie.
Odpowiedział z uśmiechem, patrząc na Evana w swojej koszulce. Wyglądał cudnie. Siadł na jednym z krzeseł i oparł się o nieduży stolik. W życiu nie był w takim domu, ale jakoś pierwszy szok zamazały mu emocje związane z wczorajszym dniem.
- A jeśli nie podają to jakieś jakiekolwiek zwykłe śniadanko i mocną kawę.
Offline
Użytkownik
Zwłaszcza, że szurał za długimi nogawkami dresu po ziemi.
- Pan wybaczy ale tego w lodówce nie znajdę.
Odpowiedział troszkę zawstydzonym głosem. Zamiast tego zajrzał do lodówki i przygotował mu jakieś kanapki. Podał mu, a gdy woda się zagotowała podał mu jeszcze mocnej czarnej kawy. Sobie zrobił swoją ukochaną kawkę z mleczkiem i usiadł niedaleko Li.
Offline
- Dziękuję...
Uśmiechnął się lekko, zabierając kanapki. Był zmęczony i głodny. Zaczął pierwszą, spoglądając na zegarek. Nie zdąży już iść do lekarza. Cholerne oko zaczynało łzawić. Będzie musiał wybrać się po pracy. Spojrzał na Evana i uśmiechnął się lekko. Ta mała istotka przywracała mu cały dobry humor.
Offline
Użytkownik
- Niema za co.
Podciągnął nogi na krzesło i chwycił w obie dłonie swoją kawkę. Upił łyk i przymknął oczki z zadowoleniem. Uwielbiał kawę i nic tego nie zmieni.
Offline
Zjadł dość szybko, sprawdził po kilka razy, czy ma wszystko, czego będzie potrzebował, ucałował Evana w policzek i ruszył do wyjścia, czochrając go przy tym po włosach.
- No to do zobaczenia.
Uśmiechnął się lekko i wyszedł.
[zt]
Offline
Użytkownik
- Dobrze, dobrze.
Westchnął i złapał go mocniej za szyje gdy go podrzucił. Zaśmiał się cicho przy tym.
- To ja już chyba wole osiołka, niż poczwarkę. Lepiej mi się kojarzy.
Stwierdził i posmyrał go noskiem po szyi.
Offline
- Dobrze, osiołku.
Odpowiedział rozbawiony i ucałował go w nosek. Po chwili posadził go na stołku, a sam zabrał się za robienie kawy. Mocnej, żeby się rozbudzić. I myślał nad zjedzeniem czegoś. A potem wróci do domu. Z nim. Może i miał małe mieszkanie, ale starczy. I tak ostatnio mu tam za pusto było.
Offline
Użytkownik
- Nie dostaniesz kawy,
Powiedział dobitnie...
- I Li...
Dodał już ciszej. No jak on miał mu powiedzieć? No jak? Przygryzł lekko wargę, on chce być z Li ale no. Dlaczego Nati musiał to tak utrudnić.
Offline
- Evan, nie marudź. Od jednej kawy nikt jeszcze na zawał nie padł. A już na pewno nie w moim wieku.
Wywrócił oczami. Bo przecież był młody. Jego lekarz marudził, bo mu się nudziło. Jemu zawsze się nudzi. Jego matce też. A Li jest zdrowy. Przecież żyje normalnie, nie marudzi, nic go nie boli... zalał kawę.
- Co się dzieje?
Spojrzał na Evana, widząc, że ten posmutniał.
Offline
Użytkownik
- No niech ci będzie.
Westchnął cicho.
- Ale ja też chce.
Dodał po chwili i spóścił główkę słysząc pytanie o to co się stało.
- No bo Nati...
Zaczął. Nie wiedział jak to ująć.
Offline
Zalał kawę też Evanowi i patrzył na niego. Nie ma mowy. Nie wróci tam sam. Ma Evana i nie zamierza go tutaj zostawiać.
- Co Nati? Jest dużym chłopcem i da sobie bez ciebie radę.
Powiedział, obserwując uważnie Evana. Nie ma mowy.
Offline
Użytkownik
- Nati mi nie pozwala.
Spojrzał na niego, mimo iż wciąż miał schyloną główkę.
No to ładnie się porobiło, Li go tu nie zostawi, Nat nie pozwala mu się wynieść, Li nie chce tu zostać... A on musi wybierać po mięcy jedyną rodziną a ukochanym. Takie spory w cale, a w cale zabawne nie są.
Offline